fot. Konrad Kosacz/elblag.net
Chciałoby się napisać, na co dzień i od święta - radosna i uśmiechnięta. I nie ma w tym absolutnie krzty nieprawdy, bo taka rzeczywiście jest. Alina Kłosowska - Zalewska, Prezeska Stowarzyszenia Klaster Biznesu Kultury BizArt to kobieta nie tylko 50+, ale przede wszystkim kobieta mająca ogromny dystans do siebie i otaczającego ją świata. Dzięki jej nieposkromionej energii, elbląska kultura i biznes miały szansę się spotkać i stworzyć coś, czego w Elblągu wcześniej nie było. Pani Alina jest jedną z pięćdziesięciu Pań, które zgodziły się wziąć udział w projekcie "Galeria EL jest kobietą 50+".
Proszę krótko powiedzieć, czym Pani się dzisiaj zajmuje?
Dziś zajmuję się tym, co lubię, czyli kulturą i sztuką, jeżeli mogę tak powiedzieć. Pewnie niektórzy odsądzą mnie od czci i wiary, że tak mówię, bo nie jestem z wykształcenia związana ani z kulturą ani ze sztuką, ale zawsze w moim życiu ona istniała i wpływała na moje życie, na moje zainteresowania. Tak sobie kiedyś pomyślałam, że byłoby fajnie, gdybym mogła jeszcze ze swojej strony dać coś naszemu miastu.
Stąd pomysł na Klaster?
Tak. W zasadzie to był pomysł Prezydenta, by stworzyć współpracę między firmami, instytucjami otoczenia biznesu, instytucjami publicznymi, organami władzy samorządowej oraz jednostkami naukowymi. Pierwszą osobą, do której się udałam z tym pomysłem, była Krystyna Olechnowicz (właścicielka Galerii ZUM), a ponieważ ona też była bardzo zainteresowana tą kwestią, w związku z tym wyszło jak wyszło, że jesteśmy lokomotywą klastra biznesu kultury (śmieje się).
A czym stricte zajmuje się Klaster Biznesu Kultury BizArt?
Naszą rolą jest powiązanie kultury i sztuki z kreatywnym biznesem lokalnym, stworzenie platform wymiany pomysłów i idei oraz wspieranie przedsięwzięć biznesowych w dziedzinie kultury w Elblągu, a także integracja lokalnych środowisk.
W Elblągu i w Polsce to chyba jeszcze słabo rozwinięta możliwość...
Tak, tak... to przyszło do nas z Zachodu i z tego, co wiem, były to do tej pory tylko klastry typowo przemysłowe.
Czyli jest szansa połączyć przyjemne z pożytecznym.
Zdecydowanie tak.
Czy da się pogodzić sprawy zawodowe i domowe?
Pewnie że tak. Jak wiadomo, w domu zawsze jest coś do zrobienia i w związku z mężem, którego się posiada (śmieje się). Myślę że to wszystko da się połączyć. To jest kwestia tego, jaki kto jest, a ja raczej jestem osobą dość energiczną, więc jak mam coś do zrobienia, staram się to zrobić jak najszybciej, nie odwlekać, a potem odpoczywać, bo to też jest ważne.
Jaki jest Pani sposób na odpoczynek?
Aktywny głównie, czyli tenis. Tenis jest moim hobby, uwielbiam grać w tenisa. Na zajęcia chodzę 2 razy w tygodniu. Lubię też koncerty muzyki poważnej i dobry teatr. Częściej jeżdżę do Warszawy, gdyż nie zadowala mnie teatr prowincjonalny. Najczęściej bywam w Teatrze Współczesnym, Powszechnym, w Polonii i Teatrze Kwadrat. Uwielbiam też czytać książki – na okrągło czytam Noah Gordona (Medicusa, Medicusa z Saragossy, Rabina). A w tej chwili czytam Jerzego Stuhra. Uważam, że książka jest warta polecenia, dlatego że Stuhr to niezwykle barwny i interesujący człowiek. Jest mądry, a ja lubię rozmawiać z ludźmi mądrymi i lubię się spotykać z takimi ludźmi. Zawsze można się od nich czegoś nauczyć. Trochę też maluję.
Czy Pani prace można gdzieś zobaczyć?
Głównie u mnie w domu (śmieje się). A tak na serio, to ostatnio miałam swój mały wernisażyk w Galerii Zum. Kiedyś malowałam więcej. Oddawałam swoje obrazy na różne akcje charytatywne. Teraz brakuje mi czasu, ale obiecuję sobie, że w końcu czas ten znajdę, bo malarstwo bardzo mnie pociąga.
Co, poza pracą, gra w duszy kobiety 50+?
Oj... bez przerwy muzyka klasyczna. Mozart, Czajkowski, Bach, Haendel, Vivaldi i jeszcze więcej można by wymienić – głównie jednak to mi w duszy gra. Poza tym wielka radość, uśmiech i ludzie, z którymi lubię przebywać, kontaktować się z nimi, czerpać od nich mądrość, doświadczenie, a przy tym dawać im coś od siebie.
Czy w Pani życiu jest jakaś kobieta 50+, którą w szczególności Pani ceni?
Krystyna Janda. Jest moją idolką, uwielbiam ją. Byłam na spotkaniach z nią, miałam okazję z nią rozmawiać i uważam, że jest kobietą atrakcyjną zewnętrznie i wewnętrznie, co się rzadko zdarza. Bardzo interesujące w niej jest to, że jest przy tym taka skromna, bezpośrednia, prostolinijna, że ma mnóstwo pomysłów, że jest twórcza.
Pięćdziesiątka na karku bardziej pomaga czy raczej uwiera?
Dla mnie wiek jest bez znaczenia. Oczywiście mentalnie jest bez znaczenia, natomiast fizycznie wiadomo, że się odczuwa to, że się skończyło pięćdziesiątkę, czy tam czterdziestkę, że widać więcej zmarszczek, że skóra już nie taka, że coś tam wysiada... to tak, ale staram się o tym nie myśleć i tyle... (śmieje się). Staram się dbać o siebie, prowadzę też higieniczny tryb życia – wydaje mi się, że to co jem i to co piję, a raczej to czego nie piję, też odbija się na pewno na tym, jak wyglądam i na mojej energii, na moim potencjale. Przykładam dużą wagę do zdrowego odżywiania się i higienicznego trybu życia – czyli trzeba odpowiednią ilość godzin przespać, jeść odpowiednie rzeczy, pić odpowiednie rzeczy, w odpowiednich ilościach – nie za dużo.
I to przynosi widoczne korzyści.
Tak, myślę że tak.
Pani zdaniem, czego brakuje elblążankom 50+, bo takich jest u nas w mieście na pewno sporo.
Troszkę brakuje pewności siebie, w ogóle elblążanom, pewności siebie i takiego poczucia własnej wartości i świadomości swoich zalet. Dziś ludzie łatwo dają się wpędzić w kompleksy, a im mniejsze miasto, bardziej to widać. Trochę mieszkałam w Krakowie, więc widzę różnicę. Tak się człowiek otrzaskał z tym życiem wielkomiejskim... ale myślę że to nie wynika tylko z tego...
Długo mieszka Pani w Elblągu?
Od 1991 roku. Studiowałam w Krakowie, tam pracowałam, potem trochę pracowałam w Bydgoszczy. Jednak stwierdziłam, że na północy jest najlepiej i tu mi się najbardziej podoba, bo uważam, że tu są fajni ludzie. W Krakowie jest miło, ciekawie, dużo się dzieje, ale ludzie są inni. Niedostępni.
Dziękuję za rozmowę.
Również dziękuję.