fot. fot. Adult Children of Heterosexuals
Uwaga, temat drażliwy. Napiszę o pieniądzach, których pozornie nie ma. O wynagrodzeniu za pracę, którego się nie wypłaca. Którego nie odzwierciedla PKB. A przecież, jeżeli czegoś nie można policzyć, to się nie liczy, prawda? O jakiej pracy mówimy? O pracy wykonywanej w domu. Gdyby każdej kobiecie do pensji doliczyć pieniądze, jakie warta jest praca, którą wykonują w domu, to część z nich zarabiałaby pewnie lepiej od swoich partnerów.
Na przestrzeni kilku lat coraz częściej zwraca się uwagę, głównie za sprawą kobiet walczących o parytety, na to, czego wcześniej nie doceniano, czyli pracy domowej. Kobiety (bo zazwyczaj, z bardzo nielicznym wyjątkami, są to kobiety), które prowadzą gospodarstwa domowe, nie są darzone szacunkiem. Z lekceważeniem nazywa się je kurami domowymi. Mówi się, że „siedzą“ w domu, chociaż akurat siedzenia w pracach domowych jest najmniej. No chyba że przez chwilę na stołeczku podczas obierania ziemniaków, pod warunkiem, że nie trzeba się będzie nagle zerwać, żeby pobiec do pociechy, która właśnie chce przewrócić na siebie telewizor.
Ile jest więc warta praca kur domowych? Z badania przeprowadzonego parę lat temu przez Fundację Zadbać o Świat wynika, że średnia wartość miesięcznej kobiecej pracy domowej wynosi w Polsce tyle, ile średnia pensja krajowa. Całkiem nieźle. Ale to i tak nic w porównaniu z wyliczeniami Gary’ego Beckera z lat 90-tych. Gary Becker, twórca tzw. nowej ekonomii gospodarstwa domowego, dostał Nagrodę Nobla m.in. za nowatorską wycenę prac domowych – dowiódł on, że stanowi ona ok. 30 proc. (!) dochodu narodowego.
No dobrze, kobiety ciężko pracują w domu, ale mężczyźni przecież ciężko i długo pracują poza domem, prawda? No to popatrzmy na statystyki: mężczyźni w skali tygodnia spędzają w pracy średnio o dziewięć godzin i 27 minut więcej niż kobiety. Te jednak, w tym samym czasie, poświęcają na prace domowe i opiekę nad dziećmi aż o 45 godzin więcej. Może jednak praca mężczyzn jest znacznie cięższa? To pewnie trudno porównać, zwłaszcza że o tym, co się robi w domu, panowie zazwyczaj nie zaprzątają sobie głowy, bo i po co, skoro wszystko i tak jest zrobione na „cycuś”.
Badania Instytutu Badania Opinii i Rynku „Pentor” sprzed pięciu lat pokazują, że w 85 proc. gospodarstw domowych mężczyzna nigdy nie prasuje, w 82 proc. – nigdy nie pierze, w 72 proc. – nigdy nie gotuje, w 68 proc. – nigdy nie nakrywa do stołu, ani nie sprząta po jedzeniu, a 64 proc. – nigdy nie zmywa naczyń. Skąd ma więc wiedzieć, co dokładnie kobieta robi w domu? No nie wie. Jeśli zapytamy kobiety i mężczyzn, co oznacza „sprzątać kuchnię”, kobiety wymieniają średnio 36 czynności, podczas gdy mężczyźni jedynie cztery… Kobieta zajmująca się domem i dziećmi w ciągu dnia wykonuje ok. 200 różnych czynności. Ilu mężczyzn byłoby je w stanie wymienić?
Dla nieprzekonanych zacytuję tu swojego męża: “Ja chodzę do pracy i odpoczywam”. Śmieszne? W zasadzie tak, bo mogłoby się wydawać, że praca zawodowa męczy i to bardzo, ale zamieniając się rolami, choć przez chwilę, był w stanie przyznać mi rację, że bycie z dzieckiem i zajmowanie się domem to nie jest „siedzenie”. Jeśli więc facet uważa, że ciężko pracuje, a żona nic nie robi, bo tylko siedzi w domu przy dziecku – to chcę wyraźnie powiedzieć, że opieka nad dzieckiem to nie tylko słodkie „kosi kosi łapki”. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, posprzątać pobojowisko, które może się stworzyć w ciągu sekundy, w międzyczasie uprać, ugotować, i wykonać, często jedną ręką, bo na drugiej trzymam malca, masę innych różnych drobnych czynności, które de facto trzeba wykonać.
Wiele kobiet chciałoby za tę pracę otrzymywać wynagrodzenie (a być może także przywileje emerytalne)? Nie wiem, czy wynagrodzenie jest dobrym pomysłem. Kto miałby je przyznawać i na jakich zasadach? Nie sądzę, by nasz rząd zdobył się na taki gest. Czy matce z trójką dzieci należy się więcej niż tej z jednym? A jeśli ta matka ma w domu wszystkie udogodnienia łącznie ze zmywarką, a ta z jednym nie? I tej pierwszej mąż jednak trochę pomaga, a tej drugiej wcale? I co z oceną pracy wykonywanej w domu? W większości firm istnieje system oceny pracowniczej, od którego zależy dalszy los pracownika. Kto miałby oceniać pracę kobiety w domu? Mąż bądź konkubent? Już widzę ten arkusz oceny rocznej, na którym: prasowanie – 5, sprzątanie – 4, zakupy – trójka z minusem (zbyt częste braki piwa podczas rozgrywek naszych piłkarzy);-)
No cóż, na początek na pewno przydałby się szacunek za wykonaną pracę, zamiast zbyt często spotykanego lekceważenia, albo głupich pretensji. To praca, która wymaga inwencji, siły, świetnej organizacji, a nierzadko stalowych nerwów. Doceńmy ją, wszyscy, i kobiety, i mężczyźni.
A na koniec historyjka, która krąży na Facebooku;) (Patrz zdjęcie)
Mężczyzna wraca do domu i widzi taki oto obrazek: pięcioro dzieci szaleje, umorusana, mieszkanie wygląda jakby przeszło przez nie tornado, zabawki i ciuchy porozrzucane, telewizor wyje, pies szczeka... A w kuchni... Lepiej nie mówić, jedzenie na podłodze, na kuchence spalone garnki, w zlewie stosy naczyń, brudna podłoga, drzwi od lodówki otwarte... Mężczyzna szuka żony, gdy znalazł, ona go pyta z uśmiechem, jak minął mu dzień. On patrzy na nią i pyta zdezorientowany: "Co tutaj dzisiaj się wydarzyło?". Żona na to: "Wiesz, każdego dnia, gdy wracasz z pracy do domu, pytasz, co ja robiłam przez cały dzień?". "Tak - potakuje mąż". Na co żona: "No właśnie, to dzisiaj nic nie zrobiłam".