fot. Konrad Kosacz/elblag.net
Ostatnio w naszych elbląskich mediach znów zrobiło się głośno o przysłowiowych „ciężarówkach”. Wszystko to za sprawą prowadzonej kampanii społecznej „Obudź wrażliwość” , mającej na celu uwrażliwienie nas samych na potrzeby kobiet w ciąży. Wiele szumu robi się wokół stwierdzenia, a raczej poglądu społecznego, że ciąża to nie choroba, który de facto działa na mnie jak płachta na byka, aczkolwiek nie uważam się za osobę szczególnie przewrażliwioną na punkcie mojej ciąży.
Jem co chcę, normalnie funkcjonuję. Przynajmniej się staram. Mam jednak nieodparte wrażenie, że za każdym razem kiedy poczuję się gorzej, muszę za to przepraszać świat albo bić się w piersi.
"Kiedyś baby rodziły w polu i nikt się nad nimi nie pieścił..." - to prawda, ale realia się zmieniły i kobiety również. Z doświadczenia i obserwacji wiem, że każda ciąża jest inna, bo każda kobieta jest inna, i warunki w jakich żyją obecnie nie należą do najzdrowszych. Poziom stresu z punktu widzenia baby z pola i współczesnej kobiety, również się zmienił . Zanim zostałam mamą po raz pierwszy byłam przekonana, że w tych czasach kobietę w ciąży otacza się szczególną troską, przepuszcza się w kolejce, ustępuje miejsca w komunikacji miejskiej, choćby tylko ze względu na marny przyrost naturalny w tym kraju...
Niestety tak nie jest. Być może to tylko moje subiektywne doświadczenie, ale mnie jako ciężarnej nie przypadł ani razu ten przywilej, by móc, zważywszy na noszone przed sobą dodatkowe kilogramy, zapłacić za zrobione zakupy w pierwszej kolejności. Nie sądzę, by na przestrzeni tych niespełna dwóch lat w ludzkich głowach coś się zmieniło. Jak wspominał wielokrotnie były radny Robert Turlej, inicjator kampanii, tego typu akcje muszą mieć swoją ciągłość, by za kilka lat móc powiedzieć, że zmieniamy się na lepsze.
Póki co odwracamy głowy, gdy widzimy przyszłe mamy lub też chowamy nos w książkę, grzecznie pilnując swojego miejsca w autobusie czy tramwaju.