fot. archiwum Elblag.net
Nasza Czytelniczka Magda Marcinkiewicz poinformowała nas, że w nocy z 29 na 30 listopada jej koleżanka Diana na jednej z elbląskich ulic znalazła przymarzniętego do jezdni psa. Chcąc uratować mu życie, Diana natychmiast zadzwoniła po pomoc do schroniska...
W takiej sytuacji trudno ustalić, z jakiej przyczyny pies znalazł się w takim miejscu o tej porze. Temperatura na zewnątrz spadła poniżej zera. Czy to wynik ludzkiej bezduszoności, czy też innej okoliczności (zgubienie właściciela)? Po wielu godzinach dowiedzieliśmy się, co się stało z relacji kierownik schroniska w Elblągu Agnieszki Wierzbickiej, ale nie uprzedzajmy faktów.
Reasumując: koleżanka naszej Czytelniczki znalazła w nocy na mieście rudego, długowłosego kundla średniej wielkości. Z jej relacji wynikało, że zagrażało mu bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, w związku z czym postanowiła natychmiast interweniować. O zaistniałej sytuacji poinformowała nas pani Magda Marcinkiewicz:
Moja koleżanka Diana znalazła rudego psa przy skrzyżowaniu ulic Wyspiańskiego i Bałuckiego, który przymarzł do ulicy. Nie mógł się ruszyć, mijały go samochody, próbowała mu pomóc, ale bezskutecznie. Zadzwoniła do OTOZ-u, gdzie usłyszała, że oni zajmują się tylko psami agresywnymi lub z wypadku. Rozumiem że "wielcy miłośnicy zwierząt" z elbląskiego schroniska muszą wyczekać moment, kiedy tego psa ktoś potrąci? Nie można pomóc wcześniej?
Próbowałyśmy wpaść na jakiś pomysł z letnią wodą, ale to mogło mieć jeszcze gorsze skutki, bo przy takim wietrze mógł przymarznąć jeszcze mocniej. Wróciłam, żeby spróbować jeszcze raz. Pies uwolnił się, a Diana zadzwoniła do schroniska żeby go zabrali. Nie, nie mogą przyjechać. Na miejsce przyjechała Policja, zadzwonili do schroniska i nagle zdarzył się wielki cud – mogą przyjechać!
Jak się okazało, właściciele psa chcieli się go pozbyć wyrzucając go z samochodu. Pies tak wyczekiwał za właścicielami że przymarzł.
O zaistniałym fakcie została w międzyczasie poinformowana policja. Jedna z kobiet, która widziała psa, zadzwoniła pod numer 997/112. Na miejsce przyjechali funcjonariusze, którzy zadzwonili do schroniska. Te natomiast postanowiło internweniować, wysyłając na miejsce pracownika – celem zabrania psa. Kobiety są rozżalone. Twierdzą, że takie sytuacje nie należą do rzadkości.
A jaka jest prawda?
Relacja schroniska wkazuje na inne okoliczności sprawy. Pani Agnieszka Wierzbicka, kierownik OTOZ Animals Schroniska dla Zwierząt w Elblągu (funkcję tę pełni od lipca 2009 r.) szczegółowo zrelacjonowała nam zaistniałą sytuację:
Ta pani (Diana – przyp. red) zadzwoniła do nas wczoraj w nocy (o 23.48 – przyp. red.). Napisała też posta na Facebooku. Nasz pracownik wypytał ją szczegółowo. Zapytał się m.in., czy pies podchodzi? Jest dziki, nie podchodzi – usłyszał w słuchawce odpowiedź. My zgodnie z regulaminem w nocy przyjeżdżamy do psów rannych i agresywnych. Mimo tego nasz pracownik tam pojechał. Kiedy przyjechał na miejsce, nie było już tam ani policji, ani psa. Przyjechał z pewnym opóźnieniem. Wynikało to z tego, że nie mógł odpalić samochodu. Jest to diesel i w mroźne dni bywają problemy z jego uruchomieniem. To, że dzwoniliśmy i byliśmy na miejscu można potwierdzić. Mamy GPS-y. Pracownik szukał psa. Do domu wrócił o godz. 2.00 w nocy. Rano zadzwoniła do nas kobieta z informacją, że zaginął jej pies. Zapytaliśmy się o miejsce, w którym mieszka i wygląd zaginionego psa. Okazało się, że to był ten sam pies. Na szczęście odnalazł się. Około 8.00 – 9.00 był już w domu.
Mamy naprawdę dużo zgłoszeń. Staramy się jeździć do wszystkich. Ostatnio mieliśmy zgłoszenie o 3.00 w nocy, że na jezdni lezy potrącony pies. Okazalo się, ze to nie był pies, ale worek ze śmieciami. Pani mieszkająca na trzecim piętrze tak to zidentyfikowała i skontaktowała się z nami.
Za pośrednictwem mediów spolecznościowych głos zabrała także pani Diana, która zauważyła psa i starała się jak tylko mogła, udzielić mu pomocy, kontaktując się ze schroniskiem:
Nie miałam na celu obrazić schroniska w żaden sposób, ponieważ jest to instytucja, która jest potrzebna. Pan, z którym rozmawiałam, poinformował mnie, że jeżdżą do godziny 19:00, a zabierają psy agresywne i ranne. Zaznaczył, że dopiero od 1 grudnia będą zabierać wszystkie psy i powiedział, że nic się nie da zrobić, mimo poinformowania go o tym, że pies przykleił się do ulicy. Pierwszy raz byłam w takiej sytuacji i po przyjeździe do domu czułam, że nie mogę tego tak zostawić. Po licznych telefonach, wróciłam na miejsce, żeby zabrać psa. Na miejscu była już policja, która poinformowała mnie, że wezwali już kogoś ze schroniska i zajmą się psem. [...]
Na szczęście, jak wynika z relacji kierowniczki elbląskiego schroniska, zdarzenie zakończyło się szczęścliwie i pies wrócił do swojego domu.