fot. www.mamazone.pl
Jak czytam te wszystkie mądre artykuły o bezbolesnym wręcz radosnym ząbkowaniu u maluchów, to odnoszę wrażenie, że ten ktoś kto to pisze musi dostawać dobre pieniądze za takie bzdury.
Jak wygląda normalny proces wyrzynania się ząbków u niemowląt opisywać nie trzeba. Ot zwyczajny naturalny etap rozwoju malca. Tak się tylko wydaje do momentu, gdy proces ten zaczyna mocno rozciągać się w czasie, albo co gorsza zaczyna dawać w kość nie tylko samemu malcowi, ale i rodzicom, a nawet psu. Ten ostatni miewa zdecydowanie najgorzej.
Szymon ząbkuje od roku, a dokładnie od 18 marca, kiedy to światło dziennie ujrzała pierwsza dolna jedynka. Od tego czasu ząbki w zasadzie wychodzą jeden po drugim, albo dwa naraz. Z reguły nocami i w ciężkich bólach. Chyba nie muszę opisywać jak wówczas wyglądają dni po nieprzespanych nocach. Szymon chodzi rozdrażniony, płaczliwy, sam bidulek nie wie czego chce. A jak do tego dochodzi wysoka temperatura, to za chwilę pojawia się biegunka i niekończąca się histeria. Jakby te zęby miały choć cień przyzwoitości, wyszłyby z litości dla niego i sprzętów go otaczających;)
Testujemy więc różne mechanizmy ulżenia mu w cierpieniu. Od najprostszego smoczka, skórki chleba, przez żele zakupione w aptece, po gryzaczki wodne, które chłodzimy w lodówce. W najgorszych chwilach podajemy leki przeciwbólowe. Wszystko działa z podobną skutecznością.
Jakby się tak przyjrzeć z boku, to nawet zabawnie to może wyglądać. Rodzice stają na głowie, żeby ulżyć dziecku. To ta cudowna właściwość rodziców. Jeżeli oczywiście są to ludzie normalni. W każdym razie wesoło nie jest. Nie można przecież wymagać od dziecka, by nie płakało, by nie denerwowało się, gdy coś mu przeszkadza. Przecież ono jeszcze nie rozumie, nie potrafi radzić sobie z bólem tak jak my dorośli. Mimo to chciałabym poznać wasze sposoby na bolesne ząbkowanie Waszych pociech. Czy przechodziły to podobnie? A może macie / znacie coś co zdecydowanie pomogło przejść ten mało przyjemny etap całej rodzinie?