Nauczyciele otrzymają od kwietnia 5,35 proc. podwyżki (95 – 168 zł brutto). Nie czują się jednak z tego powodu specjalnie szczęśliwi. Ich zarobki są ostatnio porównywane do do pensji pracowników supermarketów, z tym, że te ostatnie poszybowały w ostatnich latach mocno w górę podczas, gdy zarobki pracowników oświaty od 2012 roku stoją w miejscu.
Jak sprawa wygląda w rzeczywistości? Wysokość wynagrodzenia zasadniczego uzależniona jest od stopnia awansu zawodowego i wykształcenia. Dokładna wysokość stawek, które znajdują się w rozporządzeniu MEN, jest następująca:
- nauczyciel stażysta z wykształcenia magister z przygotowaniem pedagogicznym – 2 265.
- nauczyciel kontraktowy z wykształcenia magister z przygotowaniem pedagogicznym – 2 331.
- nauczyciel mianowany z wykształcenia magister z przygotowaniem pedagogicznym – 2 647.
- nauczyciel dyplomowany z wykształcenia magister z przygotowaniem pedagogicznym – 3 109.
W tym samym czasie sprzedawca-kasjer w Biedronce zaraz po podjęciu zatrudnienia (nowo przyjęty pracownik) może liczyć na 3250 zł brutto (2700 zł pensji zasadniczej i 550 zł premii za 100% obecności w pracy). Wynagrodzenie tego samego sprzedawcy po roku pracy wyniesie 3350 zł brutto.
List nauczyciela z Oławy do minister edukacji narodowej Anny Zalewskiej
Te rozbieżności w wysokości wynagrodzenia nauczycieli i pracowników supermarketów bulwersują pedagogów. Jeden z nich napisał ostatnio list do minister edukacji narodowej Anny Zalewskiej, do którego załączył ofertę pracy dla rozpoczynającego pracę sprzedawcy w sklepie z wynagrodzeniem 3250 zł.:
O 101 zł więcej niż dzisiaj otrzymuje profesor oświaty w szkole i o 956 zł miesięcznie więcej niż nauczyciel, z tytułem magistra, rozpoczynający pracę
– podkreślił.
List odbił się szerokim echem w środowisku zawodowym nauczycieli. Został m.in. przedrukowany w Głosie Nauczycielskim. Pełna jego treść znajduje się tutaj:
List: Czy tak po prostu, po ludzku nie jest Pani wstyd?
Na profilu społecznościowym pod postem linkującym do powyższego artykułu można znaleźć komentarze. Poniżej publikujemy naszym zdaniem najciekawszy.
Myślę, że społeczeństwo dopiero zrozumie, na czym polega problem jak zacznie płacić 1200 co miesiąc za szkoły prywatne, by wykształcić swoje dzieci. To już niedługo. Płace nauczycieli to nie tylko problem nauczycieli, to problem nas wszystkich, a przede wszystkim tych, których nie będzie stać na 1200 na dziecko miesięcznie plus materiały i inne dodatkowe opłaty. Nie chodzi tutaj o wybór partii, bo takie same problemy były za PO i takie same są za PIS. Może czas najwyższy przestać się obrażać i wszystko zwalać na partie polityczne. Winni jesteśmy MY wszyscy. Rodzice, którzy nie uczą dzieci obowiązków i szacunku do nie tylko nauczycieli, ale w ogóle do drugiego człowieka, Nauczyciele, którzy godzą się na takie niskie zarobki i brak szacunku. Gminy, które nie widzą problemu. Ustawy, które nie pomagają. Efektywne szkolenia, których brak. Podstawa programowa, nie do końca przemyślana. Jak społeczeństwo, zamiast działać razem z nauczycielami i walczyć o ich lepsze warunki pracy, będzie nadal nauczycieli obrażać i walczyć przeciwko nim to sytuacja będzie się tylko pogarszać. To wszystko odbije się na dzieciach. A przecież wszyscy chcemy, żeby naszym dzieciom żyło się lepiej niż nam, bez względu na to, z jakiej klasy społecznej pochodzimy.
Agnieszka C.
Elbląski nauczyciel również nie ukrywa goryczy
Wielu elbląskich nauczycieli również nie kryje goryczy. Udało nam się porozmawiać z jednym z nich. Z oczywistych względów chciał pozostać anonimowy. Tomasz* ma za sobą kilkanaście lat pracy i dobrą pozycję zawodową, szczególnie zważywszy na dużo gorsze położenie swoich młodszych kolegów, którzy mają znacznie mniejszy staż pracy, co przekłada się na wysokość wynagrodzenia. Mimo to nie jest zadowolony:
Mówi się czasem, ze pensje nauczycieli wcale nie są niskie. Jest wręcz przeciwnie. One są bardzo niskie. Średnia płaca w tym zawodzie nie jest adekwatna do rzeczywistości. Powinno się przecież liczyć to, co jest wypłacane na rękę. Większość nauczycieli otrzymuje tak naprawdę stawkę minimalną. Przede wszystkim są to stażyści i nauczyciele kontraktowi. Po 3 latach pracy taki nauczyciel kontaktowy zarabia koło 1700 zł na rękę.
Zakres obowiązków, dokumentacji jest nieprawdopodobnie duży. Nauczyciel zobowiązany jest do bycia w szkole dłużej, ale pensum ma tylko za 18 godzin i te 18 godzin z zazdrością wypomina się nauczycielom. Robią to ludzie, którzy nigdy nie pracowali w tym zawodzie, a jest to zawód bardzo specyficzny. Nikt nie liczy godzin pozalekcyjnych. Były takie badania, które wykazały, że rzeczywista praca nauczyciela jest o wiele większa. Nauczyciele są bardzo przepracowaną grupą zawodową. Wielu z nich skarży się, że siedzi do 1 – 2 w nocy, żeby sprawdzić sprawdziany. Co więcej, nauczyciele sa najbardziej zmobbingowaną grupą zawodową, nie mają swoich praw. Powszechny jest brak szacunku ze strony dyrekcji, innych nauczycieli, rodziców, ale także dzieci. Wystarczy przypomnieć słynny przypadek toruński –zakładania nauczycielowi przez uczniów kosza na głowę. W podobnych przypadkach nauczyciel niewiele może zrobić. Wykluczone jest bowiem jakiekolwiek zastosowanie siły, jeśli natomiast pójdzie na skargę do dyrekcji, to dowie się, że nie radzi sobie z klasą.
Kolejny temat to położenie nauczycieli informatyki – tak kluczowego przecież przedmiotu, który powinien być w obecnych czasach bardzo doceniony w edukacji. Informatyka kompletnie leży w szkołach. Neiwielu jest bardzo dobrych programistów, a jeśli nawet się zdarzą to nie zawsze potrafią dobrze przekazać wiedzę, którą posiadają. To jest powód dlaczego tak mało uczniów zdaje informatykę na maturze. Przyczyną tego stanu rzeczy są przede wszystkim śmiesznie niskie wynagrodzenia nauczycieli informatyki w szkołach. Ich wysokość powoduje, że mamy do czynienia z selekcją negatywną, która oczywiście dotyczy całej grupy zawodowej. To dlatego średnia wieku nauczyciela w Polsce wynosi kolo 50 lat.
– podsumował swoje rozważania elblążanin.
Powszechny jest pogląd, że edukacja najmłodszego pokolenia jest priorytetem, a zatem praca w oświacie zasługuje na solidne wynagrodzenie. Niestety pogląd ten w Polsce nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością.
Nauczyciele w Czechach zarabiają więcej niż w Polsce
Czy we wszystkich państwach jest podobnie? Trudno nam porównywać się z zamożnymi krajami Europy Zachodniej, gdzie poziom życia i pensje wszystkich grup zawodowych są znacznie wyższe niż w Polsce. Możemy jednak pokusić się o porównanie z państwami Europy Środkowo-Wschodniej. Okazuje się, że nie brakuje tu krajów, które potrafią docenić pracę nauczycieli.
Obecna tabela płac nauczycieli w Republice Czeskiej pokazuje, że praca tamtejszych nauczycieli jest wynagradzana powyżej średniej płacy wszystkich grup zawodowych. Pensje pedagogów są tam wyższe od tych spotykanych w górnictwie i produkcji, czy też opiece zdrowotnej. W chwili obecnej średnie podstawowe wynagrodzenie nauczyciela wynosi tam ok. 29 346 koron czeskich (brutto), tj. ok. 4 696 zł. Dużo więcej zarabiają nauczyciele akademiccy – mediana dla tej grupy wynosi 37 407 koron czeskich, tj. ok. 5 985 zł. Znaczenie mniejsze wynagrodzenia są natomiast wypłacane pedagogom w przedszkolach. Podstawowe miesięczne wynagrodzenie brutto wynosi tam 19 850 CZK, czyli ok. 3 176 zł. Wynagrodzenia oczywiście, podobnie jak w Polsce, rosną z biegiem lat przepracowanych w oświacie i osiągają maksimum, gdy nauczyciel pracuje w edukacji przez całe życie zawodowe, a pod koniec swojej kariery zawodowej tworzy ogólnokrajowe koncepcje edukacyjne. Wtedy taki pedagog otrzyma w Czechach miesięczną kwotę bazową w wysokości 40 160 koron czeskich, tj. ok. 6 426 zł.
Mimo, że czescy nauczyciele zarabiają znacznie więcej niż ich polscy koledzy, to w dalszym ciągu walczą o podniesienie swoich wynagrodzeń. W 2020 r., zdaniem tamtejszych związków zawodowych reprezentujących pracowników oświaty, średnia przeciętnego wynagrodzenia powinna sięgać 130% przeciętnego wynagrodzenia. Ich stronę wspiera tamtejszy minister szkolnictwa, młodzieży i sportu Robert Plaga, który idzie jeszcze dalej i twierdzi, że budżet na edukację powinien wzrosnąć o 50 miliardów koron czeskich (8 miliardów zł) , w tym aż 40 miliardów miałoby być przeznaczone na podwyżki wynagrodzeń. Dałoby to w efekcie wzrost płac nawet do 150 % średniej płacy.
Wydajemy na edukację ponad 5 % PKB. Więcej niż Wielka Brytania i Niemcy
Jak zauważył niedawno Jacek Frączyk, dziennikarz portalu Money.pl:
Polska wbrew pozorom nie przeznacza mało na edukację. Co wcale nie daje nam poczesnego miejsca wśród innowacyjnych gospodarek. Bardziej niż to ile, ważne jak się wydaje na ten cel pieniądze z podatków.
Jednak pod względem kwot na edukację na mieszkańca jesteśmy w unijnym ogonie. W Unii Europejskiej wydaje się 1,4 tys. euro na głowę. Nasze wydatki to 582 euro rocznie.
Więcej informacji w artykule.
*imię nauczyciela zostało zmienione