fot. elblag.net
Pod koniec roku 2010 na mocy stosownych przepisów rząd zakazał sprzedaży tzw. „dopalaczy”, określanych jako środki zastępcze. W świetle najnowszych doniesień o kolejnych ofiarach wspomnianych substancji, napływających z całego kraju, politycy postanowili ostro zareagować. Jak? Poprzez wprowadzenie kolejnych, bardziej rygorystycznych przepisów. Czy tym razem okażą się skuteczne?
„Chwilówki” dla kolekcjonerów
Pierwsze sklepy z dopalaczami pojawiły się w Polsce w roku 2008. Z początku jako ciekawostka, przyciągały uwagę ludzi, głównie młodych. Kiedy jednak w mediach coraz częściej pojawiały się doniesienia o tym, jak niebezpieczne w skutkach jest przyjmowanie „dopalaczy”, sprawą zainteresowali się politycy. Okazało się jednak, że wprowadzenie pod koniec 2010 roku stosownych przepisów nie ukróciło procederu, a jedynie a chwilę go spowolniło.
Szybko zaczęły się pojawiać substytuty sklepów z „dopalaczami”. Powstawały „pachnące domy”, serwisy komputerowe, punkty, w których można było uzyskać pożyczkę – tzw. „chwilówkę” a nawet... lombardy. Wszystkie te przybytki w swojej ofercie miały przedmioty kolekcjonerskie lub takie, na których widniał zapis, że są nie do spożycia. Każdy jednak wiedział, co należy z nimi robić.
Fakty i mity o dopalaczach
Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii uruchomiło stronę (www.dopalaczeinfo.pl), która zawiera dużo informacji o tym, czym są „dopalacze”, jakie mogą być skutki ich przyjmowania, można na niej również znaleźć listę substancji nie objętych dotąd zapisem stosownej ustawy, które mogą znajdować się w środkach, zwanych „dopalaczami”. Najczęściej czytane mity o „dopalaczach” dotyczą tego, że są one bezpiecznym substytutem narkotyków.
Jednak mówienie o „dopalaczach”, że są bezpieczne, jest oczywiście kłamstwem. Badania dowiodły, że oprócz wykrytych w nich nowych substancji psychoaktywnych, zawierają również szereg zanieczyszczeń, wskazujących na niską jakość i dużą przypadkowość procesu produkcyjnego. Dodatkowo w niektórych próbkach „dopalaczy” znajdowały się leki i substancje nielegalne.
Wątpliwość budzi także określanie „dopalaczy” jako produktów kolekcjonerskich, nie do spożywania przez ludzi. Wiadomo, iż jest to celowy zabieg producentów, którzy znaleźli lukę w przepisach i poprzez odpowiednie oznaczenie produktów sprzedają je bez przeszkód.
Nie jest również prawdą, że „dopalacze” są legalne w całej Europie. Owszem, są kraje, które prowadzą bardziej liberalną politykę wobec tego rodzaju substancji (np. Holandia), ale na ogół wprowadza się przepisy, mające ograniczać dostępność „dopalaczy”. Są i takie państwa (jak np. Szwecja, Belgia czy Polska), które prowadzą bardzo restrykcyjne działania, zmierzające do całkowitego zakazu rozprowadzania produktów, zawierających określone substancje szkodliwe, ujęte w specjalnym wykazie.
Kto wie, gdzie szukać, znajdzie
Kiedy wydawało się, że problem „dopalaczy” został rozwiązany, okazuje się, że wciąż są one łatwo dostępne. Z informacji, przekazanych nam przez Jakuba Sawickiego z Zespołu Prasowego KMP w Elblągu wynika, że w samym tylko roku 2014 na policję wpłynęły cztery zgłoszenia odnośnie osób nieletnich, które zatruły się „dopalaczami”. Również jedna osoba dorosła była hospitalizowana po spożyciu wyżej wymienionych substancji.
Jak podaje „Rzeczpospolita”, dni handlarzy „dopalaczami” są policzone, bowiem dziś (18.11) Rada Ministrów ma przyjąć projekt ustawy, która będzie stanowić potężną broń w walce ze wspomnianymi produktami. – Walka z dopalaczami to obecnie zabawa w kotka i myszkę. Ta ustawa ma pomóc to zmienić – zapowiada wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki w rozmowie z dziennikarzem „Rzeczpospolitej”.
Nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii ma objąć rozszerzoną listę substancji zakazanych, wprowadzenie surowych kar za wwożenie ich do kraju jak również ułatwienie przeprowadzania kontroli w sklepach, w których rozprowadzane są „dopalacze”. Czy nowe przepisy okażą się skuteczne, czy i w tym wypadku handlarze znajdą sposób na to, by je obejść?
Źródło: rp.pl