fot. Konrad Kosacz/elblag.net
Jest kustoszem, a raczej kustoszką w elbląskim muzeum, bez reszty pochłonięta tym, "co ocalało nad ziemią". W jej przypadku pytanie o wiek nie wchodzi w rachubę. Uśmiech, poczucie humoru i ogromny dystans do siebie, mówi o niej więcej niż PESEL. Jeśli kiedykolwiek będziecie potrzebowali lekcji z historii elbląskiej architektury, jak w dym do Pani Wiesławy. Ci, którzy mieli okazję z nią zamienić choć jedno słowo, śmiem twierdzić, że "to" jedno słowo trwało co najmniej pół godziny i było niezmiernie ciekawą dyskusją. Wiesława Rynkiewicz - Domino to również bohaterka projektu Galeria El jest kobietą 50+. Nie mogło jej tam zabraknąć.
Co gra w duszy kobiecie 50+?
Każda ma jakieś refleksje na temat swojego wieku, upływającego czasu... Nie jest to kokieteria, ale ja dosyć późno zorientowałam się, że jestem 50+.
Czyli kiedy?
No może ze dwa lata temu...
Omija Pani kalendarz szerokim łukiem? (uśmiech)
Owszem, potrafię wyrecytować datę swojego urodzenia i przedstawienie jej nie stanowi dla mnie żadnego problemu, natomiast kiedy ktoś mnie pyta, ile mam lat, to nie to, że chcę uniknąć odpowiedzi na ten temat, tylko ja muszę sobie obliczyć...
Pięćdziesiątka to taki symboliczny moment dla każdej kobiety. Coś się kończy, ale i coś się zaczyna.
Na razie jestem na etapie refleksji „dlaczego to już, gdzie mi się podziało 10 lat z życia”? To chyba wszystkie panie powiedzą, że od pewnego momentu czas biegnie jakby szybciej, ma się mniejszą kontrolę nad upływającym czasem, ma się dużo zajęć, i zawodowych i w rodzinie coś się zmienia – dzieci osiągają dojrzałość, pojawiają się wnuki, są nowe zajęcia.... i nagle się okazuje, że ten czas jest tak wypełniony, choć wcześniej żyłam w przekonaniu, ze jak osiągnę ten wiek średni, będę miała te wszystkie sprawy poukładane i wreszcie będę miała dużo czasu dla siebie, ale to wygląda zupełnie inaczej.
Pani całe zawodowe życie to jedna wielka praca badawcza.
Tak, jestem historykiem sztuki, który zajmuje się tym, co ocalało nad ziemią, czyli tym, co się przechowało w różnych domach, tym co pozyskujemy poprzez zakupy aukcyjne i od kolekcjonerów czy prywatnych osób, a także ikonografią tzn. badaniem Elbląga poprzez pryzmat zachowanych przedstawień tego, czego w większości przypadków już nie ma.
Największe odkrycie, zawodowe i prywatne?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Mam parę takich wątków, które ciągle wymagają analizy. Te badania nie mogą być prowadzone przez jedną osobę. Jeden z nich dotyczy Elbląga. Na początku byłam zafascynowana Elblągiem XIV-wiecznym. To był, czas kiedy nasze miasto przeżywało okres niesłychanej prosperity. Dojrzałam wtedy, nieco intuicyjnie, bo niewiele było danych, że byliśmy nie tylko w sensie administracyjnym ośrodkiem pełniącym częściowo funkcję stołeczne, ale i prawdziwym centrum artystycznym i architektonicznym, które wpływało na to, jak się budowało w całym regionie. W trakcie tych lat, które minęły, poczyniono szereg odkryć archeologicznych, które tę tezę potwierdzają. To jest wielka satysfakcja, że coś tam znaleziono i to się wpasowuje w obraz naszego miasta Elbląga, jaki sobie kiedyś tam wyobraziłam. Ale trzeba oczywiście opisać, znaleźć inne zawody, ale można iść jakimś tropem i wyznaczać sobie zadania.
Myśli Pani już o emeryturze?
Z jednej strony tak, bo mam ciągle jeszcze złudzenia (śmiech), i to mnie jakby trzyma przy życiu, że na emeryturze na pewno zajmę się swoimi pasjami, że pewne rzeczy pokończę, bo nie będzie tej rutyny życia zawodowego, które w naszych czasach obrasta bardziej w działania biurokratyczne niż badania sensu stricto. W końcu pracuję nie w instytucji akademickiej, tylko w muzeum, a to się wiąże z szeregiem żmudnych, mało romantycznych obowiązków, które czas wypełniają po brzegi.
Czy plany na emeryturę są już sprecyzowane?
Przede wszystkim chciałabym podróżować. Mam już nawet doprecyzowane, jakiego typu miałyby to być podróże. Nie pociągają mnie kraje bardzo egzotyczne, uważam, że Europa jest cudowna i ciągle w pewnych aspektach do odkrycia, a przynajmniej do prywatnego odkrycia.
Czyli ciągle ma Pani potrzebę odkrywania.
Tak. Mnie interesuje świat odchodzący, czyli Europa prowincjonalna, a może jeszcze wężej – co byłoby jeszcze bardziej realne, jeżeli tej emerytury dożyję i będę odpowiednio sprawna – Polska prowincjonalna. Czyli wszystko to, co jeszcze ocalała z dawnej zabudowy. Myślę tu nie tylko o budynkach, ale o małej architekturze, która im towarzyszyła, w postaci płotów, zabudowań gospodarczych – to wszystko znika na naszych oczach. Być może ja już nie będę miała co oglądać, obserwując w jakim tempie to znika, no ale może będę mogła to opisać. Razem z mężem, wykonując podobny zawód, zgromadziliśmy olbrzymią fototekę i myślę, że w ponad 50% jest to dokumentacja obiektów już nieistniejących. To wszystko zadziało się w czasie naszej aktywności zawodowej, czyli przez ostatnie ćwierćwiecze. Niekiedy tylko dopada mnie taka myśl, czy starczy mi czasu, by to wszystko opisać.
Nie znam odpowiedzi na to pytanie
To chyba tylko jedna instancja zna.
Dziękuję za rozmowę.