Problem z dostępnością specjalistów leczących anoreksję i bulimię w naszym mieście narasta. W Elblągu nie ma żadnego bezpłatnego ośrodka zajmującego się zaburzeniami odżywiania, a chorujących wciąż przybywa. Przypadki zachorowań na tę dolegliwość, dotyczą już nawet dzieci. - Moja najmłodsza pacjentka cierpiąca na anoreksję miała 11 lat. Problem coraz częściej dotyka mężczyzn - mówi psycholog z Elbląga, Rafał Zieliński.
Kilkanaście lat temu anoreksja i bulimia były chorobami modelek, kilka lat temu – nastolatek. Dziś natomiast zaburzenia odżywiania dotykają już dzieci w przedszkolach. To właśnie one wychowują się na wizerunku idealnej kobiety i idealnego mężczyzny. A idealny oznacza chudy. - Coraz więcej młodych ludzi w Elblągu cierpi na anoreksję i bulimię. Do niedawna choroby te były przypisane wyłącznie dziewczętom. Dziś na rozmowy przychodzą do mnie również mężczyźni. Skuteczność terapii poznawczo-behawioralnej jest bardzo wysoka. Pacjent prowadzi dzienniczek „głodu”. Przez tydzień monitorujemy to jak zachowuje się. Pracujemy nad przekonaniami, negocjujemy, podważamy własne odczucia na temat wyglądu. Terapia polega na znalezieniu przyczyn zaburzeń oraz zmierzeniu się z nimi – mówi psycholog Rafał Zieliński.
A przyczyny zachorowań na zaburzenia odżywiania często sięgają już wczesnych lat dziecięcych. Tak było w przypadku Martyny Miruły, która na anoreksję chorowała przez 15 lat. Dziś kobieta może powiedzieć, że wygrała walkę ze śmiercią, bo jak sama mówi anoreksja to śmierć. - Kiedy zaczęłam chorować, anoreksja nie była tak popularną i „medialną” chorobą jak teraz. W Elblągu nie znalazłam wówczas żadnego specjalisty, który chciałby mi pomóc. Pediatrzy tłumaczyli moją chudość jako reakcję na stres w szkole. W zasadzie byłam zadowolona, że nikt niczego się nie domyśla. Z anoreksją żyłam latami – chorując na nią urodziłam dwoje dzieci. Głodzenie się, jak nic innego dawało mi satysfakcję. Apogeum nastąpiło kiedy waga 35 kilogramów, przy wzroście 173 cm, zaczęła zagrażać mojemu życiu. Wtedy trafiłam do prywatnej kliniki w Warszawie, która zajmowała się zaburzeniami odżywiania. Po roku odcięcia od rodziny i ogromnej walki wyzdrowiałam, wciąż jednak czuje oddech anoreksji na moim ramieniu. Wiem, że kiedy odpuszczę ona wróci – opowiada Martyna Miruła.
Szukam pomocy ale nie wiem gdzie mam iść – tak rozpoczyna się większość wpisów anorektyczek na forach internetowych. Nie bez powodu, okazuje się, że ośrodków, które zajmują się leczeniem zaburzeń odżywiania po prostu nie ma. Bulimia i anoreksja to choroby, które prowadzą do śmierci. Osoby, które pochodzą z małych miast i cierpią na nie, w zasadzie nie mają dokąd pójść. Terapia w prywatnych gabinetach psychologów, to duże koszty, na wizyty w ramach NFZ, w Elblągu trzeba czekać nawet rok.