Zdjęcie stanowi tylko ilustrację do artykułu fot.
Ona miała być tą jedyną, on miał być jej miłością na całe życie. Zakochali się w sobie, choć oboje są po przejściach i kilku nieudanych związkach. Wierzyli, że są dla siebie stworzeni, a tymczasem w ich związku pojawiła się ta druga kobieta – jego mama...i tu czar pięknej miłości pryska. Poznajcie historię nie jak z bajki...
- Początki były cudowne. Kiedy teraz po czasie wracam pamięcią do tamtych dni, mam wrażenie jakby to nie była Nasza historia – wspomina Aleksandra, 29 - letnia elblążanka, na co dzień mieszkająca w Gdańsku. - Czułam, że jestem ważna i kochana - nie miałam ku temu żadnych wątpliwości. Na początku w ogóle nie zauważyłam, żeby relacja z matką była niepokojąca. Był niezależny, miał dobrą pracę, mieszkaliśmy osobno. Wtedy byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem – opowiada rozmówczyni.
- Zamieszkaliśmy razem, cieszyliśmy się sobą, każdym zakupionym nowym sprzętem do mieszkania. Jego matka nie ingerowała. Do pewnego momentu – mówi Aleksandra. Po jakimś czasie może po pół roku, zaczęły powoli denerwować mnie niektóre sytuacje - dodaje. Sobota rano, podaję śniadanie na stół, dzwoni telefon – mamusia. „Za pięć minut bądźcie pod blokiem. Jedziemy na zakupy, czekam pod klatką”. - Poczułam się wtedy tak jakby uderzył mnie piorun, przecież się z Nami nie umawiała do cholery. Włazi Nam w życie z butami, nie liczy się z naszymi planami – skarży się dziewczyna. - Pamiętam, że to była pierwsza nasza kłótnia o tę właśnie sytuację. Ja się postawiłam, nie pojechałam na zakupy, pojechałam pierwszym autobusem do Elbląga. Nie zostawiłam żadnej wiadomości – mówi dalej.
Traktowała mnie normalnie, do czasu...
- Cieszyła się, że Wojtek kogoś poznał. Bała się, że nie ułoży sobie życia po tym, jak po 9 latach na kilka miesięcy przed ślubem, gdzie wszystko już było dopięte na ostatni guzik, jego związek się rozpadł – wspomina Aleksandra. Pytała go, kiedy zamierzamy się pobrać? Traktowała mnie normalnie, ani źle, ani z zachwytem, zwyczajnie... Nie czułam wówczas, że jestem na dalszym miejscu w jego życiu. Często chciała, żebym wprowadzała jej pomysły w życie, chciała, żebym podjęła pracę w korporacji, w której ona pracuje, żebym rozpoczęła nowy kierunek studiów. Kiedy powiedziałam, że nie chcę być korporacyjnym szczurem, że nie myślę o nowym kierunku studiów, nagle poczułam się jako ktoś gorszy i bez ambicji... Ja po prostu miałam swoją wizję przyszłości całkiem inną...
Jak domino...
- Po tym, jak zmarł jego, tata, a Wojtek stracił pracę, postanowiliśmy przeprowadzić się do jego mamy. Pierwsze miesiące były dla mnie dramatyczne, dała mi odczuć jak bardzo jest niezadowolona z faktu, że zamieszkaliśmy razem pod jednym dachem. Nie szczędziła mi przykrych słów – żali się Aleksandra. Do dziś nie nabrałam dystansu do tego, co wtedy usłyszałam. Kiedy to sobie przypominam, zawsze wtedy płaczę. - wspomina ze smutkiem. Na początku uciekałam w pracę. Układałam grafik tak, żeby cały dzień nie było mnie w domu. Jeżeli byłam zmuszona pracować ranną zmianę, zostawałam po godzinach, umawiałam się z koleżankami na kawę... po prostu uciekałam przed powrotem do domu.
Jak w więzieniu
Po kilku miesiącach relacje się poprawiły, są dalekie od ideału, ale się poprawiły – więcej rozmawiamy, opowiadamy sobie jak minął dzień w pracy, żartujemy. Mimo to, że minął już rok od kiedy mieszkamy razem, nadal nie czuję się dobrze w jej domu - podkreśla. Kiedy idę na imprezę i wiem, że późno wrócę zawsze się tym stresuję. Czasem czuję się jak w więzieniu, chodzenie na palcach, bo już śpi, bądź jeszcze śpi, przykłady można mnożyć... Wiele było sytuacji kiedy czułam, że jestem gorsza.
Ta gorsza...
Weekendy ustawiane pod mamusię, są priorytetem. Fochy jak mamy swoje plany, wzbudzanie poczucia winy, kiedy nie jest uwzględniona w kalendarzu Wojtka. Wszystko jest pod nią – opowiada dalej. Ostatnio miałam wizytę u lekarza dość wcześnie na 7:00 rano. Wiedział już wcześniej, że ma mnie zawieźć. Blisko nie było i słabo skomunikowane. Dzień przed, wieczorem oznajmia mi, że „musi rano wstać”. Odpowiadam więc, że tak, bo jedziemy do lekarza. „Całkiem o tym zapomniałem, jadę mamę zawieźć na 7:00 do pracy”... MAMA ZNÓW WYGRAŁA!
- Od ponad roku, nie mamy swojego życia, żyjemy w trójkącie, gdzie ja czuję się jak piąte koło u wozu. Z każdej strony czuję ograniczenie i opór. Nawet żeby się pokłócić muszę wyciągać go z domu.
Bez ducha walki, odwagi
- Wiele razy myślałam żeby to zakończyć – twierdzi rozmówczyni. Nie można ciągle być na marginesie dla kogoś, kto dla Ciebie jest na pierwszym miejscu. Nie tak wyobrażałam sobie życie w związku. Nie wiem dlaczego nie odeszłam, jak też nie wiem dlaczego nie potrafię tego zakończyć. Walczyłam z tym, wiele odbyłam rozmów z Wojtkiem, ale te rozmowy zawsze kończyły się kłótnią. Po śmierci ojca, powiedział mi, że nie będzie na każde zawołanie matki niestety to były tylko słowa – przyznaje Ola.
- Dziś rozmawiamy bardzo mało, powierzchownie. Coraz mniej mówię jemu, coraz mniej on mówi mi. Coraz mniej spędzamy razem czasu i w zasadzie mam wrażenie, że nie patrzymy już w tym samym kierunku. On mnie nie rozumie, tak jakby przestał się w ogóle ze mną liczyć. Rozmowa z jego matką? - Nie jestem gotowa na takie wyzwanie – stwierdza. - Wiem, że do przyjemnych taka rozmowa należeć nie będzie. Kiedy siedzimy przy stole z jego rodziną i padają jakże oczywiste pytania „kiedy ślub i dzieci”, ona spogląda na mnie zimnym surowym spojrzeniem. Czuję się tak jakbym nie miała do niego żadnego prawa. Przestałam walczyć i zabiegać... - kwituje.
Nadzieja umiera ostatnia...
- Nie wiem dlaczego nie potrafi wyrwać się spod wpływu matki. W wersji optymistycznej zakładam zawsze, że to się zmieni, kiedy ustabilizuje się Nasza sytuacja finansowa. Z psychologicznego punktu widzenia myślę, że po śmierci ojca czuje się w obowiązku być przy matce i go zastępować. Milion przyczyn chodzi mi po głowie, ale bez względu na swoją różnorodność wiem jedno – nigdy nie będę najważniejsza i to najbardziej boli – kończy ze łzami w oczach.
*** Imiona bohaterów tej historii zostały zmienione **
Masz ciekawą historię do opowiedzenia? Napisz do nas na adres: redakcja@elblag.net. Każdemu rozmówcy gwarantujemy anonimowość. Czekamy na Wasze historie.